piątek, 2 maja 2014

Mornelowe przygody

2 maja po popołudniu, kiedy zaczęliśmy z rodzicami planować drogę powrotną do domu pojawiła się duża szansa podjechać na mornele, o których poinformował Nas Maciek 28 kwietnia. Nie wiedziałem, czy ptaki cały czas są w tym miejscu, ale nie miałem nic do stracenia.
Jeszcze w Białowieży pożegnaliśmy się z Maćkiem, Martą, Adasiem i Olą. Tego samego dnia Maciek po popołudniu miał się tam wybrać, a my z racji tego, że będziemy tam pierwsi mieliśmy mu dać znać jak nam poszło.
Dojechaliśmy na miejsce i ja się lekko załamałem, ponieważ jeszcze nigdy nie widziałem tak wielkiego zaoranego pola... Zrobiliśmy, króciutki spacerek i postanowiłem zadzwonić do Darka, który był tu 3 dni temu i widział ptaki. Powiedział po prostu, że trzeba wejść na pole bo inaczej nie ma szans. Według wskazówki poszliśmy do samochodu, ja założyłem gumiaki, tata zmienił buty i już mieliśmy ruszać, kiedy postanowiłem zdzwonić do Maćka. Po, krótkiej rozmowie okazało się, że będzie na miejscu za kilka minut.
Nie minęło 5 minut i Maciek był już z Nami.


Jedzie Maciek, nasze szanse rosną!

W tym momencie w trójkę ruszyliśmy na mornelowe pole.
Po przejściu pewnego dystansu zatrzymaliśmy się i zaczęliśmy przeglądać pole, dlatego, że nic nie objawiło się naszym oczom poszliśmy dalej i nagle przed Nami zerwało się stadko 7 MORNELI(lifer)!!!!
Ja jako jedyny miałem aparat pod ręką i udało mi się zrobić wręcz fenomenalne zdjęcie, z którego zadowolony byłby nawet najwybredniejszy fotograf. Nie mógłbym Wam go nie pokazać, dlatego pod spodem umieszczam Mojej fotograficznie największe osiągnięcie!

Pierwsze Mornele w życiu!


Tak, więc po odlocie mornele zatoczyły kółko nad polem i znudzone lataniem usiadły, gdzieś na jego wielkiej powierzchni. W celu wykonania innej dokumentacji postanowiliśmy się lekko rozejść i odszukać ptaki. Ja teraz już z uśmiechem na twarzy i oddychając spokojnie i stabilnie szukałem ptaków.


W poszukiwaniu morneli


W międzyczasie widzieliśmy błotniaka łąkowego. Nagle za jednego z wzniesień słyszę ciche Wojtuś,
Maciek, Wojtuś......... Razem z Maćkiem ruszyliśmy w stronę taty, kiedy tylko doszliśmy zauważyliśmy ptaki. Tata z lunetą został na miejscu, a my powoli zbliżaliśmy się do ptaków robiąc przy tym całe serie zdjęć( co do serii zdjęć robiłem je tylko ja, ponieważ Maciek, który bardzo lubi lekki stres zapomniał zgrać zdjęć na kartę i zostało mu tylko 20 zdjęć!) Mimo wszystko zbliżaliśmy się do ptaków i, kiedy podeszliśmy na około 25 metrów Maciek siadł na ziemi, a ja po chwili zrobiłem to samo. Siedzieliśmy w bezruchu. Ptaki jak by Nas nie widziały, spokojnie podążając w Naszą stronę żerowały na polu. W pewnym momencie, były tak blisko, że ja byłem w szoku. Nie wiem jak długo siedzieliśmy na polu, ponieważ w tym momencie czas się dla Nas zatrzymał. Nadszedł ten moment, w którym ptaki skończyły współpracę i postanowiły odlecieć na zasłużony odpoczynek od dźwięku migawki, który w moim aparacie był powtarzany 643 razy.
Ptaki odleciał, my przybiliśmy piątki i ja wybuchałem euforią radości, nie wiem, dlaczego akurat po mornelach to wyszło Samo z siebie! :)
Doszliśmy do samochodu, zmieniliśmy buty, dopiero teraz pożegnaliśmy się z Maćkiem i wszyscy pojechaliśmy w swoją stronę przepełnieni szczęściem i radością.
Nie ukrywam często w tych wszystkich ptasich myślach pojawiały się mornele i miałem pomysł je kiedyś zobaczyć, ale nigdy nie myślałem, że stanie się to tak szybko! :)

Oto kilka zdjęć z tej przygody!

Mornel(Eudromias morinellus), Orla



Tak jak napisałem ptaki sobie spokojnie żerowały



Mam nadzieje, że będę kiedyś jeszcze w tak bliskim kontakcie z mornelami

Ostatnie zdjęcie i ostatnie chwilę w towarzystwie tej siódemki
Cała ta przygoda miała miejsce w........


ps) dla mnie i taty 1 obserwacja w życiu,a dla Maćka dopiero\aż trzecia dla mnie jest to podkreślenie rzadkości tych pięknych siewkowców

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz